Dłużej nie znaczy lepiej!

Dłużej nie zawsze znaczy lepiej 😊

Ręka w górę, kto nie rozkłada maty do ćwiczeń, ponieważ ma tylko ok. 15 minut, a to przecież nic nie da….widzę las rąk? 
No właśnie, czy sądzisz, że aby nawiązać kontakt ze swoim ciałem i oddechem potrzebujesz godziny czy dwóch? Skąd takie przekonanie? Prawdopodobnie stąd, że tyle trwają zwykle zajęcia w szkołach, klubach i na video... wzorzec się zakodował, ktoś tak wymyślił i tak ma być.
A to nie tak! Czy wiesz, że choćby 5 minutowa obserwacja ciała i oddechu codziennie, może przynieść już znaczące zmiany w układzie nerwowym i hormonalnym, czyli również na stan Twojego umysłu!? Zmiana pozycji ciała, przez kilka minut może wpłynąć na to czy wydziela się więcej lub mniej kortyzolu. Na ten temat możesz posłuchać m.in. Amy Caddy na “Ted” "Your body language may shape who you are".

Zatem, czy naprawdę nie warto skorzystać z krótkiej praktyki jogi (czy innej formy pracy z ciałem, którą lubisz) aby wpłynąć na swój organizm? Dlaczego zamiast cieszyć się z ruchu, czucia swojego ciała i oddechu, nawet przez kilka minut, wciąż znajdujemy sobie jakieś wytłumaczenia, że trzeba to zrobić wg jakiegoś wzorca i w warunkach, które powinny być spełnione. Idealnie, tylko, jak często mamy taką możliwość?

A może jest to wzorzec, który wydaje nam się właściwy... ale nie jest mój czy Twój.

Zacznij tam gdzie jesteś, z tym czym dysponujesz i zrób ile możesz.

I zamiast mówić sobie, że to wciąż za mało, ciesz się tym czasem w pełni - przyjmij go jak prezent “bycia sobą”. Zobaczysz o ile łatwiej będzie znaleźć kolejne 15 min dnia następnego i następnego. Jest to dobra praktyka akceptacji - korzystania z tego co jest. Często nawet nie wiemy ile mamy w sobie możliwości, bo nie dajemy sobie szansy, aby popełnić błąd, chcemy zrobić wszystko perfekcyjnie...
Z mojej praktyki niedoskonałej instruktorki jogi. Jakiś czas temu miałam nieustannego kaca moralnego, że za mało praktykuję... bo sądziłam, że tyle i tyle to jest dobrze, a mniej to już w ogóle poniżej poziomu (czyjego?!). Gdy nie wyrabiałam normy, to miałam wyrzuty sumienia, a jak miałam wyrzuty sumienia, to byłam zestresowana, a z tego wszystkiego nie miałam siły, a jak nie miałam siły, to praktykowałam “pod przymusem”... i tak dalej. Samonakręcająca się karuzela niepowodzeń, a co najważniejsze, na własne życzenie! Autosabotaż wzorcowy 😉.
Całe szczęście, podziały się różne zmiany, które pomogły mi to zobaczyć. Ciało jest mądre, tylko często nie dajemy mu dojść do głosu, zagłuszamy różnymi środkami i sposobami.
Gdy nie zastanawiam się nad wyrabianiem norm, a poszukuję świadomości ciała, swobody, poczucia centrum, kontaktu z oddechem - to praktyka daje mi energię i czuję jak każdy oddech mnie odżywia, choćby trwała tylko chwilę. To nie kwestia czasu jaki poświęcamy, a kwestia uważnego bycia i dobrania odpowiednich narzędzi, jest kluczem do czerpania w pełni z zasobów, których mamy pod dostatkiem.  

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *